poniedziałek, 26 marca 2018
Od Kurego Takei'a
Kuro siedział na jednej ze skał. Patrzył się pogardliwym wzrokiem na kilka młodych wilków bawiących się niedaleko. Szczeniaki wcześniej się z nim przywitały, jednak teraz zdawały nie zwracać się na niego uwagi. Mimo to nienawistnie wpatrywał się w szczeniaki hasające na łące wesoło. Prychną w ich stronę i mimo tak młodego wieku podniósł się ciężko. Odwrócił się powolnie zmierzając w stronę gór. Podnosząc leniwie łąpy. Wolałby robić to dokładnie, jak zawsze, ale po prostu nie miał na to siły. W końcu jak to się mówi „glebną się”, ma mech i nabrał powietrza, wydychając je ciężko. Szczerze mówiąc nie, wie co go tak, zdenerwowało. Mówiąc szczerzę, wydawało mu się, że ten skundlony lis, który chodził po drugiej stronie wąwozu. Patrząc przez chwile z otępieniem na stokrotkę, wstał i zamkną oczy, dając przelecieć ciepłemu wietrzykowi przez jego zmierzwione futro. Gdy powiew wiatru zakończył swoje przyjemne chłodzenie Kuro ponownie, prychną. Patrząc na otaczające go skały truchtem, wspinał się w góre, by jak najszybciej dotrzeć do jaskini alf i jednocześnie najwyższego punktu skalnego w watasze. Na górze zobaczył Alice, opalającą się na wiosennym słońcu. Przywitał ją liźnięciem i wszedł zadowolony do jaskini, z której bił teraz cieplarniany gorąc. Zadowolony z widoku Alice oraz ciepła ułożył się na materacu z sarniej skóry. Siano w środku przyjemnie zaskrzypiało, gdy Kuro rzucił się na materac. Nie miał siły robić nic innego niż spanie więc po prostu, rozwalił się na materacu i zasną.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz